Szybki strzał #4 - potęga efektu placebo

Wyobraź sobie że nagle dostajesz potwornego bólu głowy. Próbujesz różnych metod. Medytacja, tabletki przeciwbólowe, zimne okłady... Wszystko na nic. Postanawiasz iść do lekarza. Ten wyjmuje z gablotki małą, niepozorną tabletkę i mówi: ''Proszę zastosować ten lek. To jeden z najpotężniejszych środków przeciwbólowych na rynku. Zaraz poczujesz się o niebo lepiej. Gwarantuję!''. I rzeczywiście tak się dzieje. Po 20 minutach ból całkowicie ustępuje. Kiedy zdumiony pytasz lekarza co to za cudowny specyfik, ten z uśmiechem odpowiada: ''To zwykła pastylka z cukrem''. W Twoim umyśle wybucha wielkie WTF?! Jak cudem to pomogło?! Po chwili lekarz dodaje: ''Właśnie stał pan się świadkiem potęgi efektu placebo!''. I właśnie temu niezwykłemu zjawisku poświęcę ten post.





Placebo po łacińsku znaczy mniej więcej ''spodobam się, zadowolę''. Ten artykuł oprę częściowo na książce ''Doktor Ty'' autorstwa Jeremy'ego Howicka. Z przeprowadzonej przez niego ankiety wśród lekarzy w Wielkiej Brytanii wynika, że aż 97% z nich przepisało pacjentowi przynajmniej raz placebo! Najwyższy odnotowany wynik skuteczności placebo to aż 65% - czyli więcej niż jakikolwiek inny farmaceutyk w historii! Niemieckie Towarzystwo Medyczne informuje że aż połowa niemieckich lekarzy wypisuje recepty na placebo, zaś w Polsce aż 84% lekarzy pierwszego kontaktu przyznało się do wypisania recepty na placebo, zaś 1/4 lekarzy przepisuje je częściej niż raz w tygodniu.

A więc czym dokładnie jest ten efekt?

EFEKT PLACEBO - Z CZYM TO SIĘ JE?

Efekt placebo to dosyć skomplikowane zjawisko. Kluczem do jego zrozumienia jest ludzka psychika. Można określić je w ten sposób - jest to zbiór różnych działań (podawanie tabletki, zastrzyki lub czynności takie jak leczenie dotykiem), które pozornie są neutralne dla zdrowia pacjenta, ale jednak powodują poprawę jego stanu zdrowia. Wpływa na to mnóstwo czynników. Wymienię kilka z nich:

- forma w jakiej podaje się placebo. Jeremy Howick w swojej książce ''Doktor Ty'' opisuje to tak - ''dwie pigułki placebo zadziałają silniej jak jedna, zastrzyk zadziała silniej jak pigułka, akupunktura placebo zadziała mocniej jak zastrzyk. Pozorowana operacja odniesie największy efekt (patrz - Bruce Moseley).'' Ogólnie rzecz biorąc - im bardziej inwazyjna forma placebo, tym skuteczniejsza. Nawet kolor i smak placebo ma znaczenie - czerwone placebo jest bardziej stymulujące jak niebieskie i zielone, dające obniżony nastrój, żółte jest najskuteczniejsze przy depresji a białe leczy problemy żołądkowe. Najlepiej też by placebo było gorzkie w smaku, miało łacińską nazwę (tzw. zasada ''Ante patientum latina lingua est'' - w obecności chorego należy mówić po łacinie''), było trudne do zdobycia, miało wysoką cenę i listę potencjalnych skutków ubocznych.

- nastawienie tego, który podaje placebo - czyli lekarza. Tutaj pojawia się pewien problem z badaniami. Jeśli bowiem lekarz wie, że danemu pacjentowi podaje placebo, może traktować go gorzej niż tych, którym podaje lek (dawać gorsze rokowania, poświęcać mniej uwagi), co może pogorszyć jego stan zdrowotny i dać niemiarodajne wyniki badań

- indywidualne uwarunkowania psychiczne i immunologiczne

- autorytet również ma znaczenie. Im większe zaufanie dla osoby podającej placebo ma pacjent, tym mocniej na niego zadziała

- oczekiwania - czyli im mocniej wierzymy w to że placebo zadziała, tym silniejsze będzie jego działanie. Ma to związek z aktywacją ośrodka przyjemności w mózgu, który uruchamia produkcję endorfin

- nawet sam fakt że jest się obserwowanym może wpłynąć na poprawę stanu zdrowia pacjenta. Jest to tzw. efekt Hawthorne. Nazwa wywodzi się z serii eksperymentów przeprowadzanych w latach 1924 - 1933 w niektórych częściach zakładów Hawthorne należących do Western Electric Company, położonych niedaleko Chicago. Zespołem badaczy dowodził Elton Mayo. Naukowcy chcieli sprawdzić wpływ natężenia oświetlenia na produktywność tamtejszych pracowników. Podzielono ich na dwie grupy - eksperymentalną i kontrolną. I tak - kiedy zwiększyli natężenie światła - produktywność wzrosła zarówno w jednej, jak i w drugiej grupie. Kiedy zaś zmniejszyli... jeszcze bardziej wzrosła! Również w obydwu grupach. Zmieniali natężenie światła tak długo, aż w końcu w zakładach zrobiło się zbyt ciemno, przez co produktywność rzecz jasna spadła. W końcu naukowcy doszli do wniosku, iż sam fakt bycia obserwowanym wpływał na wyniki eksperymentu. Pracownicy najprawdopodobniej poczuli się po prostu bardziej dowartościowani i zadowoleni ze swojej pracy.

Placebo może pomóc w leczeniu całej gamy chorób - od zwalczania różnego rodzaju bólu, poprzez alergię, astmę, problemy żołądkowe, aż po psychozę i chorobę Parkinsona! Uwaga! Czasem efekt placebo jest mylony z samoistną, naturalną poprawą stanu zdrowia (np. przy depresji lub grypie).

HISTORIA I BADANIA NA TEMAT PLACEBO

Historia stosowania efektu placebo jest stara jak świat. Jedno z najstarszych badań dotyczących efektu placebo pochodzi aż z 1799. Przeprowadził je John Haygarth. Stworzył on tzw. ciągnik Perkina. Składał się z pary metalowych prętów (prawdopodobnie stworzono je ze stopów działających leczniczo) które jak sam uważał - ''wysysają'' chorobę z pacjenta. Haygarth postanowił jednak zamienić pręty na drewniane. Efekt? 4 na 5 pacjentów dalej odczuwało poprawę stanu zdrowia. Potem, gdy ponownie zamienił pręty na te właściwe odnotował podobne wyniki. Jak później sam powiedział - ''tak właśnie działa cudowna moc wyobraźni''.


Z kolei aptekarz Emil Coue, francuski psycholog i farmaceuta, prekursor treningu autogennego Schultza (1857 - 1926), zalecał pacjentom przychodzącym do jego apteki mieszankę cukru i mąki jako skuteczne lekarstwo na nękające ich choroby. I faktycznie tak było! Jego praktyki przyniosły świetne rezultaty. 

Inny gorący zwolennik placebo - dr Isaac Lennings praktykujący w Massachusetts skutecznie leczył pacjentów... cukrem w pigułkach, o czym dowiadywali się dopiero po wielu latach.

Amerykański anestezjolog niemieckiego pochodzenia Henry Knowles Beecher (1904 - 1976) w czasie II wojny światowej przerwał karierę akademicką i wstąpił do armii Stanów Zjednoczonych. Był konsultantem ds. anestezji i resuscytacji w US Army. Według zachowanych relacji, w czasie jego pobytu na froncie w południowych Włoszech zaobserwował niezwykłe zjawisko - pielęgniarka z uwagi na brak morfiny podała rannemu żołnierzowi sól fizjologiczną. Żołnierz pomyślał że to morfina, przez co jego ból ustąpił. Podobno po powrocie z frontu Beecher wrócił do USA przekonany o mocy placebo i kontynuował tą praktykę. Beecher przeprowadził w 1955 r. przegląd systematyczny 15 badań z udziałem ok. 1000 pacjentów. Odkrył w nich, że 1/3 pacjentów przyjmująca placebo odczuła poprawę stanu zdrowia. Swoje odkrycia zapisał w często cytowanej pracy ''The Powerful Placebo''.

Zespół badaczy prowadzony przez Jeremy'ego Howicka przeprowadził przegląd systematyczny 152 badań porównujących efekt konwencjonalnego leczenia do efektu placebo. Odkryli w nim że efekt placebo ma niemal taką samą skuteczność co prawdziwe leczenie.

Wspomniany już wcześniej Bruce Moseley, chirurg drużyny koszykarskiej Houston Rockets przeprowadzał operacje leczenia kolan u zawodników. Gdy zauważył, że zawodnicy o pozytywnym nastawieniu szybciej dochodzą do pełni zdrowia, przyszła mu do głowy pewna myśli - przeprowadzenie pozorowanej artroskopii. Wierzył że będzie ona tak samo skuteczna co prawdziwa. Do swojego eksperymentu zaangażował 180 pacjentów, u których bóle kolana były tak silne, że nie pomagało im nawet zażywanie silnych leków przeciwbólowych przez ponad pół roku. Wielu z nich ledwo potrafiło wstać z krzesła! Moseley u połowy z nich wykonał prawdziwą artroskopię, a u drugich - pozorowaną. U pacjentów w grupie pozorowanej podano środek anestezjologiczny i wykonano tylko jedno małe nacięcie. I nic poza tym. Następnie Bruce Moseley wraz z zespołem dokładnie monitorowali stan pacjentów. Po dwóch latach wyniki eksperymentu zadziwiły nawet samego autora. Pozorowany zabieg dał równie dobre wyniki, co ten prawdziwy!

W innym, podobnym badaniu naukowcy z Australii wybrali 78 pacjentów ze złamaniami kręgu. Połowie z nich wykonano prawdziwy zabieg (w tym przypadku - wertebroplastykę), a połowie - zabieg placebo. Opukiwano jedynie kość i nacinano skórę. Wynik - pozorowany zabieg był nawet lepszy od tego prawdziwego, ponieważ pacjenci potrzebowali mniej leków przeciwbólowych i nie występowały w ich przypadku skutki uboczne takie jak problemy z oddawaniem moczu i osłabienie nóg.

Zapoznajcie się również z niezwykłą historią pana Wrighta chorującego na mięsaka limfatycznego, który poznał niewiarygodną moc, ale i przewrotność efektu placebo. Opisał ją jeden z jego osobistych lekarzy - doktor Philip West. Niestety - nie kończy się ona happy endem...

Okazuje się jednak, że placebo jest skuteczne nawet wtedy, kiedy pacjent ma świadomość że je przyjmuje!

Profesor Ted Kapthuk z Harvard Medical School przeprowadził badanie z udziałem 80 osób z silnym zespołem jelita drażliwego (IBS). Pacjenci losowo trafili albo na listę oczekujących, albo otrzymali pigułkę ze świadomością iż to jedynie placebo. Pigułki opisano im jako ''pigułki wykonane z nieaktywnej substancji, które w badaniach klinicznych wykazały znaczącą skuteczność w łagodzeniu IBS dzięki procesowi samouzdrawiania organizmu poprzez wzajemne oddziaływanie ciała i umysłu''. Skomplikowane, prawda? Badanie wykazało że placebo miało podobną skuteczność co konwencjonalne leki na IBS. W ciągu 3 tygodni 59% z nich odczuło sporą poprawę stanu zdrowia, natomiast w grupie które nie przyjmowały tabletek - jedynie 39%. Dla porównania - analiza badań dotycząca alosteronu - leku na IBS wykazała że 51% osób odczuło podobną poprawę. Czyli 1:0 dla placebo.

Jedna z uczestniczek eksperymentu - Linda Buaonno która cierpiała na IBS już wiele lat, odczuła tak wielką ulgę że stwierdziła iż nigdy nie czuła się lepiej. Pod koniec badania przestała otrzymywać tabletki, a jej stan znów uległ pogorszeniu. Gdy ta poprosiła farmaceutę o placebo, ten odmówił jej twierdząc że to nieetyczne. Aha, czyli przepisywanie placebo które w najgorszym razie nie pomoże, jednocześnie nie szkodząc jest złe, ale już trucie ludzi np. statynami które mogą doprowadzają zgonu wielu tysięcy ludzi rocznie jest ok? Absurd...




Stare przysłowie mówi że każdy medal ma dwie strony. I tak też jest w przypadku placebo. Istnieje bowiem jego zły brat bliźniak - czyli efekt nocebo.

UWAGA NA EFEKT NOCEBO!

Nietrudno się domyślić że efekt nocebo jest odwrotnością efektu placebo. Występuje on na przykład wtedy, kiedy lekarz stawia pacjentowi diagnozy typu ''pańska choroba jest nieuleczalna, zostało panu X miesięcy/lat życia''. Podobnie rzecz ma się w przypadku, kiedy pacjent jest przeświadczony o silnych efektach ubocznych danego leku którego zażywa, przez co zaczyna je wyolbrzymiać. Wtedy najbardziej zaszkodzi mu jego podświadomość (często wraz z samym lekiem!).

Za dobry przykład może tu posłużyć badanie dr. Bruce'a Thomasa z 1987 roku, który osobiście nie wierzył że podejście do pacjenta może znacząco wpłynąć na jego stan zdrowia. Profesor George Lewith rzucił mu więc wyzwanie - poprosił go, aby stał się miły dla pacjentów i sprawdził jakie będą tego rezultaty. 

Przed rozpoczęciem testu, doktor Thomas przygotował duży plik kartek. Na połowie z nich napisał ''pozytywnie'' na drugiej zaś ''negatywnie''. Później je przetasował i włożył do szuflady biurka. Ten najpierw diagnozował danych pacjentów, by sprawdzić czy ich choroba nie jest zbyt poważna, zagrażająca życiu. Jeśli tak nie było - podawał pacjentowi kartkę z szuflady. Dr. Thomas udzielił stu pacjentom pozytywnej konsultacji i również stu - negatywnej. Okazało się, że w ciągu 2 tygodni od wizyty poprawę odczuło aż 64% pacjentów z pozytywnymi konsultacjami, natomiast jeśli chodzi o negatywne konsultacje - poprawa nastąpiła jedynie u 39%. Artykuł prezentujący wyniki tego testu nosi nazwę ''Is there a point in being positive?'' (Czy pozytywne nastawienie ma sens?).

Z kolei badacze z Chin porównali wpływ negatywnych komunikatów w porównaniu do jego braku na grupie ponad 500 pacjentek po histerektomii (operacji usunięcia macicy lub jej części). Wszystkie pacjentki powoli otrzymywały leki przeciwbólowe dożylnie, mając przy tym dostęp do pomp PCA, dzięki którym mogły samodzielnie zwiększać ich dawki w wypadku nasilenia bólu. Połowa pacjentek otrzymywała od lekarzy negatywne komunikaty typu ''pompy PCA pani nie pomogą, to na nic'', drugiej natomiast nie mówiono nic. Badacze zmierzyli następnie poziom bólu i dawki morfiny jakie przyjmowały pacjentki. Wynik był następujący - pacjentki które nie otrzymały negatywnych komentarzy odnośnie pomp przyjęły 45 mg morfiny na osobę w przeciągu dwóch dni, zaś te które je otrzymały - aż 72 mg! To wyjątkowo duża różnica, biorąc pod uwaga fakt, iż sugerowana dawka morfiny dla osób dorosłych wynosi od 5 do 20 mg.

Czyli mówiąc wprost - samo tylko nastawienie lekarza może leczyć lub szkodzić. Jakie to proste i oczywiste. Niestety bardzo smutne jest to, jak wielu konwencjonalnych lekarzy lekceważy ten oczywisty fakt. Mafia farmaceutyczna sprowadziła ich jak to określa Jerzy Jaśkowski do roli ''dystrybutorów pigułek'' oraz służbistów sztywno trzymających się (często bezsensownych i szkodliwych) procedur. Pacjent jest traktowany zbyt przedmiotowo, poświęca mu się stanowczo za mało czasu. Rozmawiałem kiedyś z jednym z pielęgniarzy w szpitalu (pamiętam że miał na imię Radosław) który ostro krytykował biurokrację i procedury występujące obecnie w służbie zdrowia. Stwierdził że jeszcze kiedyś dało się porozmawiać z pacjentem, poświęcić mu więcej czasu i uwagi. Ubolewał że obecnie jest to niemożliwe, z powodu stale narastającej roboty papierkowej. Smutne ale prawdziwe.

Jest jednak dobra wiadomość - możemy wykorzystać siłę efektu placebo do leczenia zarówno siebie jaki i innych! Wystarczy tylko trzymać się kilku prostych zasad:

- osoba którą chcesz wyleczyć placebo musi mieć do Ciebie respekt. Człowiek prędzej zaufa profesorowi czy nawet studentowi medycyny niż pani Grażynie z warzywniaka. Ale to wcale nie oznacza, że musisz nosić jakieś wybitne tytuły. Wystarczy tylko że dana osoba uzna cię za osobę inteligentną i godną zaufania!

- im bardziej inwazyjne placebo, tym skuteczniejsze. Zapamiętaj tą żelazną zasadę!

- staraj się być przekonujący. Musisz wykazać się zarówno dobrą grą aktorską, jaki i zrozumieniem oraz inteligencją. Jeśli nie będziesz wiarygodny - placebo może nie zadziałać.

- poznaj dokładnie charakter osoby której chcesz pomóc. 

- postaraj się aby placebo było jak najbardziej ''wiarygodne'' (tzn. czerwony kolor, gorzki smak, łacińska nazwa itd.)

Gdy będziesz się trzymać powyższych zasad, to istnieje duże prawdopodobieństwo że pewnego dnia wyleczysz swoją żonę z migreny np. przy pomocy np. wmawiając jej że rozpuściłeś tam silny i skuteczny środek przeciwbólowy.

Jeśli chcecie zdobyć więcej informacji na temat mocy placebo (i nie tylko zresztą!), sięgnijcie po książkę Jeremy'ego Howicka - Doktor Ty. Z czystym sumieniem wam ją polecam. Znajdziecie w niej dużo cennej wiedzy. Jest też mocno podparta rzetelną literaturą naukową co niewątpliwie jest jej wielką zaletą. Jedyne co mi się w niej nie podoba to stwierdzenie że statyny zapobiegają chorobom serca - co jest oczywiście totalną bzdurą. Wszystko ma jednak plusy i minusy, jednak w przypadku tej książki zdecydowanie przeważa to pierwsze.

Czerpmy z mocy placebo tyle ile tylko się da! Nie zdawajmy się wyłącznie na konwencjonalne, często nieskuteczne metody! Bądźmy sami dla siebie lekarzem!

CZOŁEM!




Bibliografia:

Jeremy Howick - ''Doktor Ty - o wewnętrznej sile organizmu i zdolności do samouzdrawiania''


https://oczymlekarze.pl/nowosci/2677-efekt-placebo


https://www.poradnia.pl/efekt-placebo-oszukiwanie-mozgu.html


https://joemonster.org/art/30131


1 komentarz:

TOP 10